Metamorfozy

09.06.2020

„To nie takie trudne, niedługo zapomnisz o fryzjerze”. Po krótce, jak odkryłam Tints of Nature, w odcieniu średni popielaty brąz.

Od lat kwestię pielęgnacji i farbowania włosów powierzałam profesjonalistom w salonie fryzjerskim. Nie brałam nawet pod uwagę innej możliwości, obserwując całą tą krzątaninę nade mną, podczas której ja po prostu przeglądałam telefon albo się relaksowałam. Aż do momentu, w którym zwykła – jakby się wydawało – wizyta u fryzjera stała się dobrem nieosiągalnym podczas przymusowej izolacji. Odrosty stawały się coraz mniej możliwe do zniesienia. Siwe włosy, coraz bardziej nachalnie, przypominały, ile czasu minęło od ostatniego farbowania. Czułam się coraz gorzej. Włosy to taka część mnie, którą lubię mieć pod kontrolą. Jedne kobiety nie wyjdą bez wytuszowanych rzęs, a ja zawsze dbam o porządek na głowie. Dopiero wtedy jestem gotowa na podbój świata 🙂

Nie było innej rady, musiałam zmierzyć się z problemem samodzielnie. Jak to w takich przypadkach bywa, farbę poleciła mi koleżanka. Powiedziała: “to nie takie trudne, niedługo zapomnisz o fryzjerze”. Przyznam, że zdecydowałam się z konieczności a nie z przekonania do idei naturalnej farby, powstałej w oparciu tylko o składniki pochodzenia roślinnego. Jedyną kwestią, która być może mogłaby mnie przekonać, to brak charakterystycznego wręcz smrodku, który wytwarza się w czasie, kiedy farba tradycyjna pracuje na głowie.  Ale to też było dopiero do weryfikacji. No i stało się. Na mojej łazienkowej półce stanęła farba Tints of Nature w odcieniu średni popielaty brąz, według konkretnego oznaczenia odcień 4C. Nie zabrałam się za farbowanie od razu, farba stała i stała a włosy coraz bardziej upominały się, żeby zrobić z nimi porządek. Bałam się, nie lubię eksperymentować z włosami. Zgrabne i sprawne ręce mojej fryzjerki najlepiej wiedzą, czego potrzebują. 

Z oporem, ale w końcu wyciągnęłam farbę z opakowania. Czułam się jak praktykant. Nie wiedziałam nawet, jak zrobić prosty przedziałek na całej długości głowy. Chciałam włosy podzielić na sekcje, ale czułam się niezgrabnie i niewprawnie. Sama farba zaskoczyła mnie konsystencją. Myślałam, że będzie lejąca się, cieknąca i brudząca, ale nic bardziej mylnego. Konsystencja jest nieco żelowa, galaretkowata. Osadza się na włosach, nie cieknie. Trzyma się. Aplikacja okazała się nieskomplikowana. Farba równomiernie rozprowadza się na włosach, pokrywała je dokładnie. Powoli, pasmo po paśmie, coraz pewniej czułam się operując grzebieniem i pędzlem. Nawet opracowałam “swoją metodę”.

Rzeczywiście farba ma przyjemny zapach. Zazwyczaj farbowanie powodowało u mnie duszące swędzenie w gardle i w nosie. Tutaj, przy farbie Tints of Nature, totalny brak tych nieprzyjemnych dla mnie odczuć. Na wszelki wypadek farbę trzymałam na włosach dłużej, nie dowierzając, że natura poradzi sobie z moją czupryną. 

Postępowałam według prostych instrukcji, krok po kroku. W etapach nałóż, poczekaj, zmyj, odżyw, spłucz, wymodeluj. I podziwiaj w lustrze. Efekt zaskakująco zadowalający. Myślę, że następnym razem zrobiłabym to  inaczej, najpierw traktując odrosty a potem całość włosa. 

Ale efekt naprawdę mnie zdumiał. Kolor średni popielaty brąz okazał się trafiony. Ładnie odświeżył włosy. Są odczuwalnie miękkie, przyjemne, tak kobieco i zdrowo lśniące. Producent dołącza do opakowanie saszetkowe wersje produktów pielęgnacyjnych i pierwsze co zrobiłam po farbowaniu, to kupiłam ich pełnowymiarowe wersje. Produkty pielęgnacyjne Tints of Nature to moje prawdziwe odkrycie.

Eksperyment okazał się całkiem dobrą zabawą. W zasadzie mogłabym nałożyć farbę, zapomnieć o niej i zająć się innymi sprawami. Nawet przeszło mi przez myśl: “I ja zostawiam w salonie za to takie krocie?” Ale myślę, że każdy musi przekonać się sam.

0 0 votes
Article Rating

Warning: Trying to access array offset on value of type bool in /home/klient.dhosting.pl/nitai/tintsofnature.pl/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/includes/api/api-template.php on line 499
img